Po miesiącach osłabiania się złotego w najbliższych dniach polska waluta ma szanse na niewielkie odbicie. Losy europejskich giełd zależeć będą od wyników sektora bankowego. Rynek czeka też na wieści z Chin.
– Jesteśmy już po posiedzeniach trzech najistotniejszych z punktu widzenia światowych walut banków centralnych, czyli Europejskiego Banku Centralnego, Fedu i banku Japonii. Inwestorzy pewnie będą się pozycjonować najpierw do posiedzenia banku Anglii. Tutaj powstaje pytanie, co z funtem – mówi Roland Paszkiewicz, szef działu analiz CDM Pekao SA. – Oczywiście będą się zastanawiać, co się stanie na posiedzeniach Europejskiego Banku Centralnego i Fedu w marcu. Oczekiwania są całkiem spore, czyli takie, że EBC obetnie stopy, a Fed ewentualnie zasygnalizuje, że te cztery podwyżki, które były na posiedzeniu grudniowym wskazywane jako najbardziej prawdopodobna ścieżka podwyżek stóp w tym roku, są już nieaktualne.
Bank Anglii zbierze się na posiedzeniu 4 lutego. Z kolei amerykański Fed kolejne posiedzenie odbędzie w połowie marca. Na grudniowym zgromadzeniu po raz pierwszy od niemal dekady Fed podniósł stopy procentowe o 25 pkt bazowych. Rynek spodziewał się czterech kolejnych podwyżek w tym roku, jednak w obliczu słabszych danych oczekiwania coraz częściej obniżane są do dwóch podwyżek.
– Po pierwszej podwyżce stóp przez Fed paradoksalnie dolar się osłabiał. Zakładam, że albo utrzymamy się na tych poziomach, które widzimy obecnie, czyli 1,08–1,09. Ewentualnie zobaczymy trochę droższe euro, co powinno pozytywnie wpływać na naszą walutę. Jeśli nie zobaczymy zamieszania globalnego i lokalnego, którego prawdopodobieństwo wydaje mi się na tę chwilę relatywnie małe, to powinniśmy zobaczyć oddalanie się złotówki od wieloletnich szczytów, z którymi mieliśmy do czynienia w ostatnich tygodniach. Czyli zbliżanie się na parze euro-złoty bardziej w kierunku 4,40, niż przebijając 4,50.
Jeszcze w kwietniu 2015 roku euro kosztowało mniej niż 4 zł. W połowie stycznia bieżącego roku sięgnęło niemal 4,50 zł. To, jak twierdzą eksperci, efekt zarówno politycznych wyborów, jakie zapadły w ubiegłym roku, jak i obniżenia w połowie stycznia ratingu Polski przez agencję Standard & Poor’s do poziomu BBB+.
– Paradoksalnie najważniejszym wydarzeniem dla inwestorów będą nie wiadomości, tylko to, w jakich nastrojach Chińczycy będą zaczynać obchodzenie swojego nowego roku księżycowego. To będą ostatnie sesje w tym tygodniu przed rozpoczęciem tygodniowej przerwy na chińskich rynkach. Wydaje się, że inwestorzy będą z niecierpliwością czekali na to, czy jakiekolwiek decyzje, chociażby ze strony Chińskiego Banku Ludowego czy chińskiego rządu, zostaną ogłoszone.
Chiński nowy rok rozpocznie się 8 lutego. Roland Paszkiewicz zwraca uwagę na to, że jeśli z Państwa Środka nie nadejdą istotne dane, znaczenie będą miały informacje z europejskich spółek, zwłaszcza z banków.
– Szczególnie sektor bankowy wydaje się ciekawy. On zachowywał się ostatnio w Europie bardzo źle. Zwłaszcza na dość słabym rynku, jaki mieliśmy w styczniu. Pytanie, czy na problem znajdziemy odpowiedź w wynikach banków europejskich, czy inwestorzy usłyszą uspokajające słowa. Jeśli tak, to się okaże, że dobrym pomysłem było kupowanie przecenionych spółek. Jeśli nie, to rzeczywiście może to spowodować kolejną falę przeceny na europejskich giełdach.
Według danych NBP polskie banki od stycznia do listopada 2015 roku zarobiły blisko 10,8 mld zł, czyli o blisko 30 proc. mniej niż w analogicznym okresie rok wcześniej. To głównie efekt niskich stóp procentowych. Od lutego wszedł w życie podatek bankowy, który nałożył na banki obowiązek odprowadzania 0,44 proc. wartości aktywów powyżej 4 mld zł. Zdaniem Rolanda Paszkiewicza banki powinny sobie jednak poradzić w tej sytuacji.
– Wydaje się, że nasze banki mają szansę w tej chwili na bycie autonomicznymi. Po publikacji pierwszych wyników myślę, że inwestorzy nastawią się optymistycznie do tego, że jednak końcówka roku nie była taka zła, jak jeszcze niedawno zakładali. Ponadto, że 2016 rok w ogóle być może nie będzie taki zły, jak jeszcze się wydawało. To znaczy, że banki znajdą sposób na to, żeby przerzucić część kosztów związanych z wprowadzeniem podatku bankowego, czy to ograniczając swoje koszty, czy to zwiększając przychody od strony prowizyjnej i odsetkowej.