Innowacje nie mogą zaistnieć bez ich praktycznego wdrożenia. To często jednak nie może zostać zrealizowane ze względu na niewystarczającą promocję innowacyjności. O jej wadze, a także o działaniach mediacyjnych między światami nauki i przemysłu opowiada dr inż. Maciej Gliniak, profesor Uniwersytetu Rolniczego im. Hugona Kołłątaja w Krakowie, promotor nauki.

Jaką rolę pełni promocja nauki w rozwoju innowacyjności?

To bardzo ważna kwestia. Miałem przyjemność uczestniczyć w panelu otwierającym 8. Forum Inteligentnego Rozwoju, w trakcie którego poruszaliśmy właśnie ten problem. W toku dyskusji zgodziliśmy się, że jest to kluczowy dla innowacyjności element, niestety – niesłusznie zaniedbany przez polskie środowiska naukowe i biznesowe. Już publikacje, pokazujące nowe rozwiązania i technologie opracowane przez polskich naukowców czy przedsiębiorców dają wymierny efekt. Korzystanie z odpowiedniego medium – prasy, Internetu, realizacji audio czy wideo – to popularyzacja swojego działania, która może się efektywnie przełożyć na nawiązanie dziesiątek nowych kontaktów. Odpowiednia promocja przynosi konkretne rezultaty.

I, pana zdaniem, tej promocji dzisiaj brakuje?

Zespoły naukowe powinny robić to bardziej spontanicznie, nie tylko przy okazji otrzymywania nagród.

Jakie korzyści niesie z sobą promocja innowacyjności?

Jako naukowiec mogę powiedzieć, że dobra promocja efektów pracy może sprawić że trafią one do społeczeństwa i grona odbiorców, które zainteresują się danym tematem. Już od dłuższego czasu w wielu firmach działają pracownicy, którzy skupieni są na wyszukiwaniu innowacyjnych rozwiązań z potencjałem na komercyjne wykorzystanie, zaś publikacje dotyczące innowacyjności w mediach mają potencjał, by do takich osób skutecznie dotrzeć. Oczywiście poza samą innowacyjnością pamiętać trzeba, że aby trafić do inwestorów proponowany pomysł  musi rozwiązywać jakąś potrzebę społeczeństwa i – nie ma co ukrywać – musi być tani w realizacji. Kolejnym aspektem, który warto podkreślić, jest możliwość otrzymania dzięki promocji dodatkowych środków na działalność naukową, prowadzoną ze środków statutowych, realizowanych w codziennej pracy. To też nie pozostaje bez znaczenia. Jak wszyscy wiemy, polska nauka pozostaje niedofinansowana. Porównanie z krajami Unii Europejskiej, z którymi konkurujemy na rynku innowacji, na tym polu wypada szczególnie blado. Przede wszystkim jednak, popularyzacja pokazuje, że nauka jest obecna w naszym życiu codziennym, nie jest to tylko wysyłanie dzieci na studia wyższe dla prestiżu czy dyplomu, który umożliwi pracę na dobrym stanowisku, ale pokazuje, że praca naukowa to nie tylko praca akademicka, ale również rozwiązywanie problemów życia codziennego, czego brakuje w otoczeniu naukowym.

Czy byłby pan w stanie wskazać przykłady synergii świata akademickiego i biznesu, przy których znaczącą rolę odegrała promocja nauki?

Jeżeli chodzi o komercjalizację efektów pracy na pewno moje działania, takie jak współpraca z Grupą Azoty Jednostka Ratownictwa Chemicznego, pokazują, że jest to możliwe. We wspomnianej współpracy bardzo ważny jest zespół ludzi z doświadczeniem praktycznym, którzy wspierają naukowców – Panowie Leszek Gniadek, Bogdan Pastuszko, Dariusz Mikołajek i Adam Banaś. Część z zaproponowanych przez nas mój zespół naukowy rozwiązań jest obecnie wdrażana, część znajduje się na etapie finalizacji. Tworzenie tych rozwiązań nie byłoby możliwe bez zaangażowania pracowników Uniwersytetu – Beaty Chudy, Arkadiusza Bieszczada, Janusza Tabora i Krzysztofa Górki. Przy tej współpracy ważne jest także wsparcie administracyjne Władz Uczelni i bezpośrednich przełożonych. Dzięki popularyzacji komercyjne zastosowanie znalazło co najmniej kilka innych projektów, kupowanych przez mniejsze firmy. Przykładem może być opracowany przez zespół pod moim kierownictwem projekt wstępnej neutralizacji ścieków laboratoryjnych dla jednej z krakowskich firm, która prowadzi działania w tym zakresie, czy reaktor do katalizy ścieków przemysłowych. Podobne rozwiązanie powstało w ramach popularnego w Polsce programu Inkubator Innowacyjności, którego wagę podkreślałem między innymi na Forum Inteligentnego Rozwoju.

Czy tak synergia to same plusy?

Bardzo często wiele osób chciałoby zobaczyć rozwiązania w praktyce bądź uzyskać rekomendacje od innego podmiotu, które potwierdzą skuteczność promowanego rozwiązania. Wielu przedsiębiorców nie jest do końca przekonanych, że proponowane rozwiązanie działa i wymierne korzyści może przynosić dopiero po pewnym interwale czasowym. W spotkaniach z partnerami biznesowymi często spotykam się z pytaniem „kiedy to zacznie na siebie zarabiać”. Nawet w prostym rachunku ekonomicznym widać, ze wdrożenie nowego rozwiązania to nie jest kwestia oszczędności czy zysków w perspektywie jednego czy dwóch miesięcy, ale zwrot następuje po roku lub kilku latach. Trzeba podkreślić, że te korzyści nie następują jedynie w warstwie finansowej, ale również na innych polach.

Jakie to korzyści?

Wdrożenie innowacji to przede wszystkim korzyści ekonomiczne. Większość z nich pozwala na obniżenie kosztów produkcji czy usprawnienia procesów sprzedaży. Pojawia się tu również aspekt promocyjny – firmy promują proponowane przez siebie innowacje w radio, telewizji czy prasie, dzięki czemu w naszym otoczeniu zaczynają się pojawiać marki, które z rynków lokalnych w pewien sposób awansują, tworząc spółdzielnie czy grupy kapitałowe, stając w szranki z korporacjami międzynarodowymi.

Wspominał pan wcześniej o rządowych programach,  stawiających na promocję innowacyjności. Jak ocenia pan tego typu działania?

Bardzo pozytywnie, chociaż nie ukrywam, że powinno być ich więcej i powinny być bardziej elastyczne. Nie do końca jednak jestem przekonany do kwestii związanych z tworzeniem przez pracowników naukowych niedoświadczonych w biznesie start-upów w postaci spółek spin-off, których współwłaścicielem jest uczelnia – beneficjent środków. Przykładowo podczas warsztatów organizowanych w ramach projektu Startup School, finansowanego między innymi z środków Inkubatora Przedsiębiorczości miałem wrażenie, że  duża część zespołów, która uczestniczyła w tych zajęciach nie do końca wiedziała, jaka jest intencja tego, co dany trener próbował przekazać. Ilościowo, wiele z tych spin-offów nie dochodzi ostatecznie do realizacji. Wynika z tego, że wiele zespołów nie współpracuje otoczeniem społeczno-gospodarczym, próbując kreować rozwiązania naukowe bez myślenia o innowacyjności i wdrożeń praktycznych. W tym wypadku wyjściem z patowej sytuacji może być wspominana wielokrotnie szeroka promocja.

Jak postrzega pan działania promocyjne, realizowane przez polskie środowisko naukowe?

Większość funduszy, finansujących realizację badań zakłada przeznaczenie części dotacji właśnie na działania promocyjne. Najczęściej realizowane są one poprzez udział w konferencjach branżowych czy targach, gdzie prezentowane są rozwiązania innowacyjne. Wystąpienia w takich miejscach jak najbardziej mają sens – budują wizerunek w środowisku naukowym, które jest najczęstszym uczestnikiem tego typu wydarzeń – jednak wciąż brakuje tej promocji wśród szerokiego pola odbiorców, chociażby na wydarzeniach w których udział biorą zarówno przedstawiciele świata nauki, jak i biznesu, co pomaga w tworzeniu przyszłych relacji.

Jest pan doświadczonym mediatorem pomiędzy światami nauki i biznesu. Jak wygląda taka współpraca?

Przede wszystkim pokazuje ona, jak ważna jest promocja pracy naukowej w mediach głównego nurtu. Wielokrotnie spotykałem się z zdziwieniem wśród ludzi biznesu, zaskoczonych tym, że na Uniwersytecie Rolniczym pracujemy nad opracowaniem innowacyjnych rozwiązań dla wielu gałęzi przemysłu, niekoniecznie związanych z uprawą ziemi czy hodowlą zwierząt, leśnictwem, ogrodnictwem. Bardzo często pojawia się także pytanie o nasze możliwości realizacyjne. Jako promotor nauki i innowacyjności zawsze kładę nacisk na to, by znaleźć wspólny język między światem nauki i przemysłu. Często zdarza się, że przedstawiciele tych dwóch środowisk nie potrafią się porozumieć, mimo, że myślą o tym samym projekcie. Kolejnym problemem przy projektach, przy których przychodzi mi pracować jest brak konsensusu między przedsiębiorcą a zespołem naukowym. Często problemem w tym wypadku są błahostki, wynikające z obstawiania przy swoich pomysłach i brak kompromisu. Stąd też bardzo ważne jest, by w sposób jasny komunikować założenia projektu – i tu właśnie z pomocą przychodzi promocja nauki, dzięki której konstruowany jest most zrozumienia pomiędzy stronami.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj